Co się dzieje kiedy zawodnik nie strzeli? Albo kiedy bramkarz nie obroni?
Takie refleksje naszły mnie w momencie, gdy przeczytałam artykuł o Robercie Lewandowskim, w którym został skrytykowany przez prasę sportową. Pisano, że w w którymś z ostatnich meczów w zasadzie nie było go widać, pytano czy on w ogóle grał i generalnie oceniano jego wystąpienie jako dramat. Ostatnio nie strzelił karnego i jeszcze potem dostał czerwoną kartkę.
I tak sobie myślę – gość ma ileś tam już lat, jest doświadczonym zawodnikiem, obecnie „na fali”, no i jeden mecz ma słabszy. W tym przypadku „słabszy” nie znaczy, że kiepsko grał, tylko że nie strzelił hat-tricka!
Zastanawiam się skąd się bierze w ludziach tyle krytykanctwa i braku wyrozumiałości. OK, Lewandowski zarabia duże pieniądze, stąd naciski i wymagania, żeby był cały czas hattrickowy, żeby cały czas te bramki, kolokwialnie mówiąc, produkował. Przy czym nikt nie myśli o tym, że napastnik nie jest producentem bramek. To jest problem, z którym mierzy się Robert Lewandowski. Ale nie tylko on.
Dawno temu Kuba Błaszczykowski miał kłopoty w Wolfsburgu i słabszy czas, nie był powoływany do składu, nie było go nawet czasami na ławce rezerwowych. I to samo – zawodnik ponad 30-letni z mega dużym doświadczeniem, przypuszczam, że pracujący na co dzień z trenerem mentalnym, który go wspiera. Daje gotowe rozwiązania lub narzędzia, które wpływają pozytywnie na psychikę Kuby.
Inny zawodnik – Arkadiusz Milik, po tym, jak na Euro nie strzelał myślę o tych wszystkich memach na FB, które pokazywały go i żartowały z tego faktu. Patrzyłam na to z perspektywy osoby, która mocno siedzi w temacie i myślałam: „rany boskie, ten człowiek jest po prostu wrakiem psychicznym i dobrze, że ma kasę i ludzi, którzy merytorycznie mocno go wspierają, i że Nawałka wtedy go powoływał do każdego meczu”. Przy rzutach karnych kibicowałam: „rany, człowieku, strzel wreszcie tę bramkę!”, bo gdyby jeszcze tego karnego nie strzelił, to już w ogóle mogłaby być dla niego trauma.
A co się działo np z Piątkiem?
Zauważ, że mówię tu o doświadczonych zawodnikach. O sportowcach, którzy grają lub grali w ligach zagranicznych. Zaraz potem moje myśli biegną do naszych młodych piłkarzy, do naszych dzieci, które również: nie strzelają, nie bronią, puszczają proste piłki, teoretycznie łatwe do obronienia – oczywiście według siedzących na ławce lub stojących wzdłuż linii boiska.
Wyobraź sobie, że to Twoje dziecko. Załóżmy, że jest napastnikiem. Jest mecz. Dla niego bardzo ważny mecz – może walka o pierwsze miejsce w jakimś pucharze albo mecz o honor, albo z zaprzyjaźnioną drużyną, która jest bardzo fajna, ale z którą mimo wszystko mocno rywalizują. Albo na przykład mecz ze śmiertelnym wrogiem, który gra w przeciwległej drużynie. Różne są sytuacje i różne powody, dla których nasze dzieciaki chcą wygrać.
Teraz wyobraź sobie, że jest świetna asysta, twoje dziecko właśnie dostaje piłkę, strzela!
I… nie trafia…!
Pal licho, jeżeli to był słupek czy poprzeczka – miało prawo tak się stać, nie udało się, kwestia milimetrów. Wiadomo, nie jest to komfortowa sytuacja, ale dramatu nie ma. Większy problem jest, jeżeli napastnik strzela pół metra od bramki albo pół metra nad poprzeczką. Albo – to już w ogóle jest najczarniejszy scenariusz – gdy nie trafia nogą w piłkę. Czyli tak zwane majtnięcie.
I co się dzieje? Nagle dzieciaki z drużyny, w której gra Twoje dziecko, zaczynają krzyczeć: „ty sieroto!”, „ty cieniasie!”, „jaki dekiel!”. Jeszcze, daj Panie Boże, żeby to było bez innych, brutalnych epitetów. Nie mówię teraz o negatywnych zachowaniach rodziców czy trenera, bo tego nie chciałabym poruszać, to innym razem. Zakładam, że mamy kumatych rodziców, kumatego trenera i hejtu z ich strony nie ma. Ale jest ze strony dzieciaków.
I druga opcja do wyobrażenia sobie – mamy syna bramkarza. Stoi na bramce i nagle wpuszcza piłkę. Czyli jest gol. Okazuje się, że z perspektywy innych, ta piłka była wyjątkowo prosta do obrony, ale jednak obroniona nie została.
Co w takich sytuacjach dzieje się z naszymi dziećmi? Bramkarz wkurza się, kopie nogą w słupek od bramki, odchodzi na bok. Napastnik ma przed sobą piłkę, którą wykopuje za linię boiska (już pomijam fakt, że może dostać za to czerwoną kartkę), schodzi z boiska, siada pod drzewem, jeden czy drugi. Widzimy ugięte kolana, na nich oparte przedramiona i czoło leżące na rękach, twarz spuszczoną w dół, widzimy też, że drżą mu plecy. Czyli płacze.
Jak się wtedy zachować, co zrobić? Jakie macie doświadczenia? Bo podobnych chwil przeżyliście na pewno sporo… Jak reagujecie? Co robicie, co mówicie dziecku, kiedy jesteście na meczu i widzicie taką sytuację? Co innego, gdy Was nie ma, wtedy o wydarzeniu rozmawia się w domu.
Zostawiam Wam te pytania i prośbę o to, żebyście opowiedzieli, co zrobiliście.
Dlaczego? Dlatego, że takich sytuacji nasze dzieci będą miały jeszcze całe mnóstwo, patrząc właśnie na Lewandowskiego, Piątka Recę lub Wieteskę. To piłkarze z topowych grup, czyli nasze piłkarskie szczyty. Ludzie, którzy mają cały sztab psychologów, pracujących nad nimi, żeby ich głowa, ich morale jednak nie podupadło.
A nasze dzieci nie mają trenerów mentalnych, nie mają psychologów, którzy nad nimi pracują. Mają nas. Przychodzimy po meczu do domu i trzeba sobie z tą sytuacją poradzić. O czym mówicie? Jak rozmawiacie? O czym rozmawiacie trzy godziny po tym meczu, a o czym tydzień później? I jak przygotowujecie Waszego piłkarza na fakt, że takie sytuacje będzie miał znowu i że nie da się ich uniknąć.
Czekam na Wasze rady, przeżycia, komentarze. Podzielcie się Waszym doświadczeniem.